DZIECIĘCE SERCE

Jeden z kapłanów, w moim zagubieniu, przypomniał mi fragment z Pisma Świętego: „Zaprawdę, powiadam wam:
Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”.

W pierwszym momencie trudno było to przyjąć, tym bardziej trudno zrozumieć - jak dorosły człowiek miałaby stać
się jak dziecko? Nie chodzi tu o źle rozumianą naiwność, beztroskę czy porzucenie odpowiedzialności. Ale czy
w chwilach trudności nie czujemy się czasami bezradni jak dzieci? Albo w chwilach ogromnych sukcesów nie mamy
ochoty skakać z radości? W dzieciństwie to ramiona rodziców były pierwszym bezpiecznym miejscem dla
przeżywania tych doświadczeń. Czy dorosłość musi nam to odbierać?

Zawsze jesteśmy dziećmi. Mam wrażenie, że Bóg znalazł przestrzeń w moim zagubieniu i w tęsknocie za pokojem
i radością, by znów przemieniać moje serce... W moich myślach pojawił się pewnego dnia obraz małego dziecka
przychodzącego do rodzica. Całkowicie ufnego i zależnego od niego. Przychodzącego, by opowiadać, płakać, śmiać
się. Przychodzącego po radę, przebaczenie, wsparcie czy pouczenie. Przychodzącego na wspólny posiłek. A czasem
po prostu - żeby być blisko. Dziecko czuje wtedy miłość, bezpieczeństwo i wytchnienie.

Uświadomienie sobie tego, że ojcowska Boża miłość otula nas na każdym kroku sprawia, że tak wiele lęków znika.
Bóg chce z nami przebywać, chce do nas mówić, wspiera nas i chce z nami bliskiej relacji. Trudno czasem to
w naszym dorosłym świecie poczuć. A On jest niezmiennie w Najświętszym Sakramencie. Dla nas. Może warto
spróbować poczuć na Adoracji, że jest się w Domu Ojca i to także nasz bezpieczny dom pełen obecności tak
bliskiego Boga, dla którego bez względu na wiek jesteśmy najukochańszym dziećmi.

Asia 

do góry